Dotyka mnie zaangażowanie młodych ludzi
Wywiad z Markiem Kościółkiem, prowadzącym warsztaty teatralne z uczestnikami Teatru Studenckiego TGG, twórcą Teatru Krzyk z Maszewa (województwo zachodniopomorskie).
Dotyka mnie zaangażowanie młodych ludzi
Wywiad z Markiem Kościółkiem, prowadzącym warsztaty teatralne z uczestnikami Teatru Studenckiego TGG, twórcą Teatru Krzyk z Maszewa (województwo zachodniopomorskie).
– Wciąż się słyszy narzekania na młodych ludzi, którzy ponoć nie chcą i nie potrafią angażować w inicjatywy społeczne i kulturalne. Tymczasem na Twoje warsztaty przychodziły tłumy młodzieży, cześć osób właśnie z ich powodu opóźniało swoje wyjazdy do rodziny na Boże Narodzenie. Czy taka wyjątkowa aktywność była dla Ciebie zaskakująca? Co może być jej powodem?
– Myślę, że powodów jest kilka. To, co wydaje mi się ważne to na pewno ta spora w nich chęć żywych spotkań z kimś, kto może być dla nich (oczywiście na określoną chwilę w ich życiu) potrzebny. Jak się w nich wsłuchuję, to czuję, że ich czystość i szlachetność dzielenia się sobą z innymi jest wymiarem społecznym. Myślę, że ta ich aktywność, która znajduje swoje bardzo istotne ujście w przestrzeni „Gdyni Głównej, pokazuje nam również, czyli nieco starszemu pokoleniu, jaki deficyt dzisiaj panuje w studenckim ruchu teatralnym.
– Jak możesz ocenić zaangażowanie i umiejętności sceniczne uczestników? Czy już teraz można odważnie założyć, że część tych osób wkrótce „namiesza” w polskim światku kulturalnym? A może większym sukcesem jest umożliwienie otwarcia się na ludzi osób, które wcześniej miały z tym poważny problem?
– Co do „namieszania”, to ja byłbym tutaj ostrożny. Często okazuje się przewrotnie w życiu, że ten, kto rokuje nadzieje (z różnych powodów) nie osiąga tego, co sobie zamierzył, natomiast te osoby, które nie wykazywały w tej dziedzinie zbyt wiele, właśnie tego później dotykają.
Niemniej oczywiście widać w tych grupach liderów, czy charaktery, które posiadają widoczne predyspozycje do bycia lub stawania się świadomym artystą. Ta druga część pytania jest w moim odczuciu istotniejsza, bo zawiera coś, co nazwałbym próbą jednoczenia ludzi, czyli stawania się małą ważną wspólnotą, której tak bardzo dzisiaj nam przecież brakuje na wielu płaszczyznach życia.
– Co Ciebie najbardziej zaskoczyło albo wzruszyło w gdyńskich warsztatach?
– Przede wszystkim dotyka mnie różnorodność tych ludzi i ich zaangażowanie. To pięknie móc pracować z taką energią i dlatego ja bardzo dobrze się w tym czuję. Poza tym ich działania, które wynikają czasami z ich osobistych doświadczeń są dla mnie pewnym znakiem, umownością, w której czujemy się razem bardzo bezpieczni. Bo jeśli już mówimy o wzruszeniu, to na pewno jest nim opowieść o człowieku, czyli o nas samych. I oni to właśnie próbują robić. Opowiadać o sobie. Zmieniają się tylko metody, narzędzia, czy uwarunkowania. I to porusza, bo jest prawdziwe i trwałe. Jak każde spotkanie oparte na prawdziwej relacji.
– Dziękuje za rozmowę.